21 sty 2017

0.8 Jealous

#8Lottie

Umęczona padłam na stolik barowy. Obok mnie nie siedział już Issac, który swoim drygiem do tańca ruszał innych do tej czynności. Jace musiał mnie opuścić w konieczności zadzwonienia na jakiś kontakt telefoniczny, ale przedtem zapewnił mnie że wróci. Siedziałam więc sama, wsłuchując się w jazgot muzyki, czego nie można było nazwać inaczej. Rozglądałam się ciekawie po klubie, by zbyć nudę. Pierwszy raz będąc w takim miejscu, a nie przyglądając się niemu? Widziałam na ścianach fluorescencyjne esy-floresy, które delikatnie spowijały ściany. Przy zakręconych końcach zazwyczaj były pary, które albo rozmawiały albo się obściskiwały. Ciekawie to wyglądało, a artysta dokładnie wiedział co robi, bo wyglądało to niesamowicie.
- Kogo me oczy ujrzały! - krzyknęła uradowana Lydia, która wyrwała mnie z podziwiania ścian. Hayley i Davina stały obok, co mnie nieźle zaskoczyło. Obydwie lubiły swoje towarzystwo i mało kiedy dały się namówić na ostrą imprezę. Wszystkie we trzy naraz mnie uściskały.
- Nie myślałam, że będziesz w domu, co okazało się racją. - zaśmiała się brunetka Davina, która razem z nami zamówiła swojego drinka.
- Jest Jace? - o mały włos, abym się zakrztusiła Martini na słowa Hayley.
- Przecież byłyście przeciwne niemu, co wam się teraz wszystkim odwidziało? - zaśmiałam się nerwowo, widzą na ich twarzach uśmiechy. - Nie zbyt ładnie mi to wygląda.
- Miłość nie wybiera, ona się zradza. Co ma się wydarzyć nie wiemy, ale wiemy że chcemy żebyś była szczęśliwa. Każdej z nas się to należy. Więc jeśli jest to szczęście dla ciebie, to nie powinniśmy jej przeszkadzać. - uśmiechnęła się serdecznie Lydia i poparły ją nasze pozostałe przyjaciółki.
- Więc odpowiadając na pytanie Hayley: Tak jest Jace i gdzieś poszedł. - uśmiechnęłam się.
- No to gadaj, jesteście razem? - oparła się o swoją dłoń zaciekawiona na moją odpowiedź, rudowłosa.
- Nie, nie są. - zaśmiał się obok przechodzący Issac, który przystaną obok nas i oparł się o moje ramię. - Właściwie to pytałem ją o to dzisiaj.
- Był u ciebie? - tym razem włączyła się do konwersacji Davina, której charakterystyczna cecha to było: nie odzywać się dopóki nie zapytają.
- Tak i oglądałem z nią serial! - wyszczerzył się Lahey, obejmując mnie w pasie i opierając swoją głowę o mój bark.
- Mogłaś nas zawołać! - oburzyła się Hayley Marshall, której włosy nastroszyły się jak u pawia. Wyglądała dość okazale z tą fryzurą i oburzoną miną, a na domiar złego wszystko dopełniało jej skrzyżowane ręce na piersiach.
- Moje drzwi są szeroko otwarte na was. Następnym razem, czujcie się jak u siebie w domu. - wyszczerzyłam się i opróżniłam alkohol w moim kieliszku. Chwilę później już nie czułam na swoim ramieniu głowy opierającej się  ani na biodrze ramion, które chwilę temu mnie obejmujmowały. Widziałam tylko wściekłego Jace'a, który musiał nieźle załatwić z zaskoczenia Issac'a. Teraz tylko jedynie łapał się za policzek i wyszczerzał co chwilę swoje oczy.
- Co ty robisz!? Zwariowałeś!? - warknęłam oburzona do Jace'a, który zabijał wszystkich wzrokiem.
- Przywalał się do ciebie! - popatrzył na mnie, a jego źrenice zrobiły się wręcz większe niż wcześniej i widziałam tylko złośliwą czerń w jego oczach. Nie bałam się go, co było dziwne dla mnie.
- To jest mój przyjaciel! Przyszłam z nim, to o nim ci tak mówiłam! - teraz ja się odwdzięczałam i zabijałam wzrokiem chłopaka przede mną stojącego.
- Więc to jest Issac? - wytrzeszczał oczy ze zdziwienia. - O. Mój. Boże. Stary tak bardzo cię przepraszam.
Jasnowłosy wyciągnął swoją wielką dłoń do bruneta i pomógł mu wstać.
- Przynajmniej mam pewność, że nic się nie stanie z twojej strony, mojej kochanej Lottie. - mój przyjaciel trzymał się za nos mówiąc to, więc o mało nie wybuchłam śmiechem, co jeszcze mnie bardziej kusiło, ponieważ obok mnie dziewczyny chichotały na całego.
- Masakra jakaś z wami. Uhh. - mruknęłam i przewróciłam z politowania oczami, które teraz prosiły o kolejną porcję alkoholu. Poprosiłam barmana, a kiedy prześwidrował mnie swoimi oczami, Jace natychmiast objął mnie rękami i stał tak jak niewinne dziecko.
- Kochanie, dasz mi łyka? - zapytał mnie, kiedy dostałam swój napój. Facetowi zza lady zrzedła mina na słowa jego. Znowu przewróciłam oczami i podałam mu trunek.
- Ale szopki odstawiasz. Nie musisz się tak przejmować, że jakiś koleś mnie zjadł oczami. - mruknęłam do niego, lekko się odwracając, jednak uniemożliwiały mnie jego barczyste i umięśnione ciało.
- A właśnie że muszę, bo jesteś moją dziewczyną i nie pozwolę na to. - powiedział i cały się spiął, a wywołując u mnie jedynie wielkie zdziwienie na jego słowa.
- A nam mówiła, że nie jesteście razem! Jesteśmy wprost oburzeni twoimi słowami, Charlotte Lightwood! - oskarżył mnie Issac, który wytykał mnie palcem. Miałam ochotę daleko wsadzić tą piękną rączkę.
- Serio mówiła co innego?
Jace jest chłopakiem, którym kocham, ale nigdy jakoś nie wyznał mi żadnych uczuć co do mnie. Nie zapytał mnie czy jesteśmy razem, łączą nas więc tylko pocałunki i parę zbliżeń, więc co miałam im powiedzieć?
Z zamyślenia, wyrwał mnie głos Jace'a.
- Chyba nie lubi się chwalić, że jesteśmy razem. Krępuje się. - czego ja o tym nie wiedziałam?
- No to napijmy się za wasze szczęście! - wyszczerzył się Issac i zamówił kolejkę shotów, którą szybko wszyscy wypiliśmy, po czym wszyscy rozeszli się na parkiet, prócz nas.
- Nie mówiłeś, że jesteśmy razem. Nic mi nie mówiłeś.
- Więc pocałunki dla ciebie nic nie znaczą? - powiedział, kiedy pociągnął mnie za rękę do wyjścia.
- Oczywiście, że znaczą. Ale do cholery, nawet się nie zapytałeś mnie! Skąd miałam wiedzieć!? - krzyknęłam wkurzona, po raz kolejny tego wieczoru mnie zdenerwował. Jak zwykle nie służą mi nasze spotkania, zawsze jestem zdenerwowana przez niego.
- Wiem, przepraszam. Więc będziesz moją dziewczyną? Moją drugą połówką? - uśmiechnął się i stanął koło fluorescencyjnego zakończenia esów-floresów.
- Niezbyt romantycznie to wymyśliłeś. Ale tak, zostanę. - uśmiechnęłam się i miałam już go pocałować, gdy nam przeszkodziły kolejne osoby.
- Cześć, Lottie? Co tutaj robisz? - zapytał mnie mój przyrodni brat Alec. Zaraz koło niego znalazła się reszta ich urodnego gangu, na czele z Isabelle.
- Emm, przyszłam się trochę rozluźnić, jak widać zresztą. A wy? - zwróciłam się do nich, ale w odpowiedzi usłyszałam jedynie "My też".
- Widzimy się w domu. - Alec przesłał mi uśmiech, a zaraz jadowity wzrok do mojego chłopaka (jak to dziwnie brzmi). Reszta osób pożegnała nas w milszy sposób, po czym poszła do swojej loży.
- Idziemy do mnie? - powiedziałam, a w jego oczach panowała ponownie ta czerń, której szczerze, zaczęłam nie znosić.
- Dobra, ale jak zobaczę tam rano Alec'a, to mu łeb urwę. Przysięgam. Wkurza mnie i prowokuje! - warknął, patrząc się teraz w oddali, jakby znalazł swój cel.
Żeby już więcej nie zamęczał tak swoich pięknych ocząt, pociągnęłam go za rękę wyprowadzając na zewnątrz.
- Wracamy twoim motorem? - kiedy kiwnął głową, mogłam zadać kolejne pytanie. - Wiesz, że piłeś, prawda? I nie powinieneś prowadzić.
- Ale to był tylko jedna kolejka, jestem praktycznie trzeźwy. - powiedział, a kiedy spojrzał na moje wątpliwości wymalowane na twarzy, ponownie zaczął mnie zapewniać. - Obiecuję, że nas dowiozę w jednym kawałku.
- Obiecujesz?
- Tak.
Wsiadłam z pełnym zaufaniem do niego, ignorując w tym cały świat, włączając w to wibrujący telefon w torebce dopasowanej do mojego stroju.

OD NIEZNANY:
Mam nadzieję, że nic wam nie przeszkodzi na drodze. Sam chciałbym was najpierw dopaść i ręcznie ukatrupić, a zwłaszcza ciebie. Nie wybaczyłbym sobie, jeśli kto inny załatwił by was przede mną.
Miło cię było znów zobaczyć, Lotts.